Tłusty Czwartek. Kolejka po pączki zawija się wokół cukierni, internet puchnie od promocji na słodkości, a ja łapię się na myśli: „Jeszcze tylko tydzień do Środy Popielcowej… trzeba się nacieszyć”. W tle pobrzmiewa ciche, ale niepokojące pytanie: Dlaczego traktuję post jak więzienie, a ten ostatni tydzień jak pożegnanie z radością?
Czy to naprawdę tak działa? Czy chrześcijaństwo to tylko system zakazów, który pozwala mi być szczęśliwym do momentu posypania głowy popiołem? A może coś nam umknęło?
przygotowanie do przygotowania
Co jeśli nie trzeba czekać na Środę Popielcową, by zacząć coś zmieniać? Co jeśli już teraz można wyjść na pustynię, nie czekając na oficjalny sygnał? Brzmi absurdalnie? Być może. Ale Jezus nie wszedł na pustynię w pierwszym dniu Wielkiego Postu – zrobił to wcześniej. Ewangelia Marka mówi: „Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię” (Mk 1,12). Duch – nie system, nie kalendarz, nie nakaz.
Nie chodzi o to, by zacząć wcześniej pościć, ale żeby przygotować się na post tak, by nie był on jedynie dietą od cukru czy social mediów. Nie wystarczy skreślić w głowie listy rzeczy, których sobie odmówię. To nie jest duchowa wersja noworocznych postanowień. Trzeba czegoś więcej – zmiany mentalności.
Bo jeśli post ma coś we mnie zmienić, to musi najpierw przebić się przez moje schematy. Może warto odpuścić znany już schemat i dynamikę Wielkiego Postu, odrzucić nawet ulubione internetowe propozycje i znaleźć inne miejsce? O tym więcej już za chwilę…
Pustynia – nie miejsce, ale stan umysłu
Problem w tym, że pustynia, o której mówi chrześcijaństwo, zupełnie nie pasuje do naszej rzeczywistości. Gdzie znaleźć pustynię, kiedy wszystko wokół to hałas, powiadomienia i lista rzeczy do zrobienia? Jak wyjść na pustynię w XXI wieku, gdy jesteśmy śledzeni przez algorytmy, bombardowani informacjami i wiecznie zajęci?
A może pustynia to nie miejsce, tylko przestrzeń, którą mogę stworzyć w sobie?
To stan, w którym rezygnuję z nadmiaru bodźców, uczę się ciszy i przestaję traktować życie jak pasmo obowiązków. „Wyciszenie serca nie oznacza ucieczki od świata, ale uwolnienie się od tyranii tego, co pilne, by dostrzec to, co ważne” – pisał Henri Nouwen.
Pustynia to nie wyrzeczenie dla wyrzeczenia, ale zrobienie miejsca na coś więcej.
Konkurs na idealne 40 dni
Wielki Post często traktujemy jak duchowy maraton – trzeba wytrwać, zrealizować plan, odhaczyć kolejne dni bez słodyczy, mediów czy kawy. A co, jeśli nie chodzi o to, by post był perfekcyjny, ale by pozwolił mi zobaczyć, kim naprawdę jestem?
Post to nie próba silnej woli. To czas odkrywania prawdy o sobie.
O tym, jak często uciekam w rozproszenia. O tym, że cisza mnie przeraża. O tym, że moje relacje z ludźmi i Bogiem są bardziej powierzchowne, niż chciałbym przyznać. To nie jest łatwy proces, ale właśnie w tych odkryciach zaczyna się realna przemiana.
Augustyn pisał: „Nie musisz szukać Boga daleko. Spójrz w głąb siebie – On tam jest”. Może więc zamiast szukać nowych, wymyślnych postanowień, warto zadać sobie proste pytanie: Co przeszkadza mi w prawdziwej relacji – ze sobą, z innymi, z Nim?
Lekcja pustyni – jak znaleźć swoją przestrzeń ciszy?
Nie wystarczy postanowić: „od dziś będę bardziej uważny, wyciszony, otwarty na Boga”. To nie działa jak przełącznik. Pustynia nie przychodzi sama – trzeba ją znaleźć. Trzeba ją stworzyć.
I co ważne: każdy ma swoją pustynię. Dla jednych będzie nią poranny spacer, dla innych milczenie przed snem, dla jeszcze innych godzina bez telefonu. Nie chodzi o to, by rzucić wszystko i uciec w góry. Chodzi o to, by w swoim świecie odnaleźć przestrzeń, gdzie nic nie zagłusza tego, co naprawdę ważne.
Święty Grzegorz z Nyssy pisał: „Człowiek, który nie zna ciszy, nie zna samego siebie”. Jeśli więc czujesz, że nie umiesz odpoczywać, że ciągle jesteś w biegu, że czujesz się winny, kiedy nic nie robisz – może to znak, że Twojej pustyni brakuje.
Bo pustynia to nie samotność. To przestrzeń spotkania. Ze sobą. Z Nim.
Zacznij od prostego kroku. Znajdź swoją pustynię.
A potem naucz się na niej być.
Kim jestem, kiedy wszystko ucichnie?
Kiedy zdejmiemy wszystkie role, które odgrywamy – pracownika, przyjaciela, syna, córki, osoby wierzącej, ambitnej, pomocnej – i zostaniemy sami ze sobą. Bez rozpraszaczy, bez zajęć, bez planu na poprawę siebie. Co wtedy zobaczę?
Może pustkę. Może zmęczenie. Może chaos. Może samotność.
Pustynia jest wymagająca, bo nie daje się zagłuszyć. Nie pozwala na wymówki. A jednak właśnie tam – w tej ciszy, w tym konfrontującym milczeniu – człowiek może spotkać Boga inaczej niż dotąd. Może zobaczyć, że On jest, nawet jeśli nic nie czuje. Że nie trzeba zasługiwać na Jego obecność.
Takie pytanie boli, bo zmusza do zdjęcia masek, do spojrzenia na siebie w prawdzie. Ale bez tego nie da się naprawdę żyć zmartwychwstaniem już teraz. Bo ono nie przychodzi do człowieka, który udaje, że wszystko gra. Ono przychodzi tam, gdzie człowiek już nie ma sił udawać.
A co, jeśli właśnie tam – na tej pustyni – czeka największa wolność?
Fot. unsplash.com